Oj ciom mi sie wczoraj przytrafilo!!! A wiec... siedzialam sobie przy klawiaturze i gadalam sobie na czaciku, az nagle moja matka wpada do pokoju i mowi, ze mloda jaskolka sie po drodze "szlaja" ;p. Niom, a ze moja matka jest taka strachliwa i bala sie ja wziasc w rece, to zadanie spadlo na mnie. Niom, szczerze mowiac az taka mala tio ona nie byla. Uczyla sie latac zapewne, w cosik "puknela" i miala tam skrzydelko zranione. Nio i ciom moglam zrobic? Oczywscie od razy wzniesiono alarm, "Na ratunek Jaskolce". Niom znalazlam stara klatke po moim kanarku, wlozylam tio ptaszatko i czekalam. Dzisiaj rano sie obudzilam, a slodka jaskoleczka stara sie "POFRUNAC" w przestworza... lecz nic z tego. Niom i okolo godziny dwunastej poszlam z nia na dwor. Az sama bylam zaskoczona, ptaszyna wcale sie nie wyrywala, tylko grzecznie trzymala mojego palca. Niestety skrzydelko wcale nie wyglada lepiej niz wczoraj, nadal nie umie latac. Niom tio pozostawilam ja na dworze, posadzilam na krzaczku i teraz nadal tam siedzi. A cio innego moglam zrobic?! W klatce jeszcze bardziej sie meczyla. Jesc tez nie kce... biegalam po calym domu z klapka na muchy i walczylam jak lew aby zdobyc dla niej cosik do jedzenia... a ona skubana nawet dzioba nie otworzy... Teraz siedzi na krzaku i nawoluje swoich "parents". Szkoda, ze ptaki nie postepuja jak ludzie- gdy potomstwo jest chore, oslabione to o nie najbardziej dbaja. A u wszystkich zwierzat jest na odwrot, ten cio jest slaby pozostaje zdany sam na siebie. Tym bardziej mlody pisklak, ktory nic nie potrafi jeszcze sam zrobic. Oj marnie widze ta jaskoleczke, marnie... :*( Niom coz... prawo natury.
Dodaj komentarz